Dusza i ciało

26 marca 2018, 18:30

Kino Iskra

Relacja z wydarzenia

Pierwszy tej wiosny pokaz KINOCHŁONA zaowocował oceanem emocji… Wszystko za sprawą niecodziennego filmu węgierskiej reżyserki Ildikó Enyedi – „Dusza i ciało”. Zdobywca Złotego Niedźwiedzia na tegorocznych Berlinalach, który na swoim koncie ma też nominację do Oscara niemal dosłownie wbił Naszą Widownię w fotele. Obejrzeliśmy wspólnie historię pewnej znajomości…
Mária, kontrolerka jakości i Endre, dyrektor do spraw ekonomicznych oboje pracują w budapesztańskiej rzeźni. Nowoczesna ubojnia, w której tygodniowo przerabia się tony mięsa, jest tłem dla pięknego, subtelnego romansu. Dwoje spokojnych ludzi, próbujących w codziennym życiu ukrywać swoje fizyczne niedoskonałości, odkrywa braterstwo dusz. Dusz, które śnią ten sam sen, bo tam dużo łatwiej wyrazić swoje uczucia, niż tu – w realnym świecie, w rzeźni, w której na co dzień leje się tyle krwi.
Jak opowiedział nam w prelekcji Maciej Białous, to niekonwencjonalna, ale jednak komedia romantyczna, w której nie brak czarnego humoru i zaskakujących kontrastów. Ale podczas dyskusji po seansie wyraźnie wyczuwało się, że Kinochłonowa Widownia chyba nie do końca odebrała tę produkcję jako komedię. Nie mogliśmy także, komentując fabułę, relacje między głównymi bohaterami i to, jaki wpływ na tę historię miało umieszczenie akcji w rzeźni, ominąć tematu uboju zwierząt.
Film ten opowiedział nam piękną, płynnie (i zaskakująco) poprowadzoną historię miłosną, pomimo kilku brutalnych scen i rzeźni.

A zanim przejdziemy do fotorelacji – serdecznie dziękujemy Ogródkowi Pod Jabłoniami, dzięki któremu w holu kina czekała na Państwa lampka tokaju i rozpływające się w ustach przekąski – to był naprawdę wspaniałe preludium do „Duszy i ciała”.

Teraz już możemy zaprosić do galerii. Autor zdjęć: Jakub Jackiewicz

I na deser – wywiad z Maciejem Białousem, który w kinowej garderobie przeprowadził Maciej Trojanowski:

Na czym polega polityka pamięci, którą się Pan interesuje?

Nie tylko my – jako ludzie – pamiętamy o rzeczach z przeszłości, które nam się przydarzyły, ale pamiętamy je też jako społeczeństwo. Przykładowo my, jako Polacy wiemy, że w 1410 było coś bardzo ważnego, jak bitwa pod Grunwaldem. Jest też tak, że ze wszystkich rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości, chcielibyśmy jedne zapamiętać, a o innych zapomnieć. Zapamiętujemy je też inaczej niż inne kraje. Wszystkie działania podejmowane przez polityków oraz różnorodne organizacje, instytucje, czy organy opracowujące programy szkolne sprawiają, że niektóre wydarzenia pomijamy, a innych nie. Na tym z grubsza polega polityka pamięci.

Wśród publikacji, które pan współtworzył, często pojawiają się nazwy związane z dwoma Wojnami Światowymi. To właśnie Pana ulubiony etap historii?

Będąc całkowicie szczerym – nie. Troszeczkę odstawiłem temat polityki pamięci, bo było tego za dużo. Moje zadanie w tym kontekście polegało na ukazaniu jak film przenika się z historią. W Polsce produkuje się dużo filmów historycznych. Zawsze tak było. Nadal budzi moją ciekawość np. to dlaczego robi się filmy o pewnych wydarzeniach historycznych, a o innych nie. Albo też kto daje na to pieniądze.

Więc dlaczego wojny i powstania?

Wzięły się one stąd, że robi się o nich najwięcej filmów. W filmach historycznych dominują konflikty. Muszą być konflikty, muszą być wybuchy. To ciekawe i jednocześnie ważne. Było tego jednak tak dużo, że musiałem zrobić lekką przerwę.

Nawiązał Pan do polskich filmów historycznych, wobec tego, jak Pan ocenia ,,Koronę Królów’’?

Będę absolutnie szczery, obejrzałem pierwsze dwa odcinki i więcej nie. Było to dla mnie za dużo [śmiech]. Po ich obejrzeniu miałem prywatną teorię, iż to producenci peruk stoją za tym serialem [śmiech]. Czasem pytam o niego moją teściową i słyszałem, że podobno teraz się trochę rozkręcił, jak i podobno jest nieco lepszy. Straciłem jednak ten wątek i myślę, że stać nas na więcej.

Kinematografia którego kraju jest Pana ulubioną?

Lubię węgierską, swego czasu obejrzałem trochę węgierskich filmów historycznych, bo skądinąd ich historia jest bardzo ciekawa. Znam, oczywiście, kinematografię polską, bo te najłatwiej oglądać. Mam też słabość do filmów z naszej części świata, tzn. czeskich, słowackich, węgierskich, ponieważ wydaje mi się, że podobnie je tworzymy, i podobnie myślimy. Wydaje mi się, że w polskich i węgierskich filmach jest bardzo dużo smutku i melancholii, którą łatwo zrozumieć.

Dlaczego?

Wynikają one z naszych doświadczeń, jak i sposobu myślenia.

,,Polak, Węgier, dwa bratanki…’’ – zna to prawie każdy, jednak historia, zwłaszcza średniowieczna, mówi, że było inaczej. Więc jak to z tą przyjaźnią było?

Nie chcę się wygłupić, bo nie jestem historykiem, natomiast na pewno wiem, że takie stereotypy, czy powiedzenia, które nami rządzą nie mają pokrycia w wydarzeniach historycznych. Akurat to określenie o połączeniu losów Polski i Węgier jest dziewiętnastowieczne i wiąże się z czasami Wiosny Ludów. W tamtym czasie Józef Bem był generałem węgierskim, stąd ta wspólnota. Oczywiście to, co było wcześniej mogło być zupełnie różne. Z drugiej strony jest bardzo dobry pisarz Ziemowit Szczerek, który specjalizuje się w badaniu Europy Środkowej. Twierdzi on, że na Węgrzech zupełnie nikt nie wie o co chodzi w tym powiedzeniu. Praktycznie trzy osoby na krzyż coś takiego słyszały. Musimy to wszystko brać z przymrużeniem oka.

Jak ważna w rozumieniu kina jest socjologia?

Myślę, że bardzo, bo socjologia to nauka o społeczeństwie. Film jako dzieło nie jest obrazem, nie jest wierszem, nie powstaje dzięki jednej osobie, a grupie. Mówi się, że najczęściej autorem jest reżyser, ale wiadomo, że nie on sam. Mamy tutaj już pole do popisu dla socjologi. Zastanówmy się dlaczego pewne tematy są modne, a potem znikają. Wynika to z tego, o czym się mówi w społeczeństwie. W filmie ,,Dusza i ciało’’ pojawił się chociażby wątek praw zwierząt, który nie był ważny dla ludzi jeszcze 100 lat temu, a teraz jest bardzo ważny. Powstaje też wiele filmów, które mówią jak powinniśmy je traktować.

Wreszcie kino jest sztuką, czy kulturą masową, trafia do szerokiej publiczności i ma moc wpływania na nie. Tak więc związki między socjologią a kinem są bardzo ważne i m.in. tym się zajmuję – badaniem wpływu społeczeństwa na film.

Co najbardziej interesuje Pna w przestrzeni miejskiej?

To ciekawe, bo w przestrzeni miejskiej najbardziej interesuje mnie to, jak tworzone są pewne znaczenia, jak to się dzieje, że pewną przestrzeń uważamy za przyjazną, a inną nie. Jak tworzymy jej ‘przyjazność’ poprzez tworzenie pomników, czy umieszczanie tablic. Nie wiem jak to wygląda teraz, ale moja ostatnia wizyta w Augustowie była świeżo po odsłonięciu ławeczki Beaty z Albatrosa i wszyscy mówili, że było to duże wydarzenie.

Dlaczego tak się dzieje?

Zwróćmy uwagę, że postawienie pewnego przedmiotu ma pewne znaczenia. Ludzie będą tam przychodzić, robić zdjęcia, spędzać czas. To pokazuje, że pewne przedmioty fizyczne mogą mieć wartość symboliczną. Bardzo ciekawi mnie jak przestrzeń jest naznaczana różnymi symbolami. Ma to związek z moją teorią dotycz. miejsc pamięci: pewne miejsca przestrzeni mają moc przypominania miejsc z przeszłości.

Ale czy nie jest też tak, że ten, dajmy na to pomnik, zbierze pewną grupę zwolenników, jak i przeciwników i podzieli społeczeństwo?

Zależy o czyim pomniku mówimy. To, co mnie interesuje, to też konflikt pamięci, czyli działania, które mają usatysfakcjonować jakąś grupę ludzi, ale tylko grupę. Podam tutaj przykład z Białegostoku. Na kinie Forum była tablica Dżiga Wiertowa – radzieckiego przedwojennego twórcy filmowego, teoretyka filmu dokumentalnego itd.; urodził się i mieszkał kilkanaście lat w Białymstoku; potem wyjechał do Rosji – która teraz musi być zasłonięta ze względu na ustawę dekomunizacyjną. Był twórcą radzieckim, więc propagował ustrój komunistyczny. Tutaj pojawia się konflikt ludzi, którzy chcą upamiętnić świetnego filmowca, ale z drugiej strony komunistę. Czy zasługuje na upamiętnienie? Jeśli tak, to w jakiej formie? Wszystkie te konflikty są bardzo ciekawe.

Jaka jest najbardziej neutralna forma upamiętnienia kontrowersyjnej postaci?

To bardzo trudne pytanie. Problemem w Polsce jest to, że zamiast na formę, patrzymy na treść. Zanim odpowiem na to pytanie podam małą dygresję. W Polsce osobą, która ma najwięcej pomników jest św. Jan Paweł II. To oczywiście zrozumiałe, ale ponieważ w Polsce jest tych figur tak dużo, nie ma w kraju tylu rzeźbiarzy, którzy zrobiliby tak dużo dobrych jakościowo rzeźb. Z przykrością stwierdzić trzeba, że jest wiele brzydkich statui, które stoją, dlatego, że nie forma jest ważna, ale upamiętnienie postaci.

Wiertow – prócz mającej zostać lada dzień zasłoniętej tablicy – ma też instalację w centrum miasta, która nazywa się Kino Oko. Nazwę zawdzięcza stworzonej przez Wiertowa kronice filmowej. Artystka – Aleksandra Czerniawska – zrobiła instalację, która jest przezroczystą szybą na której umieszczono oko wpisane w obiektyw kamery. To fantastyczne dzieło znajdujące się w przestrzeni publicznej. Nie powinna nikomu przeszkadzać, szczególnie, że nie ma tam mowy o tym, że Związek Radziecki był super i tak dalej. Moim zdaniem to Dzieło Sztuki dużą literą pisane. Zostało jednak oprotestowane, bo jest związane z Wiertowem. Znowu mamy tu zwrócenie uwagi nie na świetną formę, tylko na treść, rzekomo gloryfikującą nie to co trzeba. Tak naprawdę nie ma dobrej odpowiedzi na zadane pytanie, a wszyscy powinniśmy pytać siebie, dlaczego nie zwracamy uwagi na formę.

Jakie są pańskie przypuszczenia?

Moim zdaniem wynika to z felernej edukacji. Przyjrzyjmy się, jak wygląda program nauczania muzyki i plastyki w szkołach. Są to zupełnie marginalne przedmioty, okrojone zupełnie z godzin, które znikają tak szybko, jak tylko można. W zasadzie w szkole średniej już ich nie ma. W związku z tym większość z nas ma kłopoty z odbiorem. Nie jest to wina nasza, ale systemu.

Bardzo dziękuję za możliwość przeprowadzenia tej rozmowy.

 

Realizacja strony: Rafał Rowiński