Relacja z wydarzenia
Puszcza w odcieniach czerni i bieli, puszcza w objęciach węża
Równo na tydzień przed galą oscarową, Kinochłon posadził swoją widownię w kinowych fotelach i rozpoczął kolejną już edycję przeglądu „Namiary na Oscary”. W tym roku gospodarzem naszego oscarowego typowania jest zaprzyjaźniony już z nami, i mamy nadzieję, także z Państwem – Błażej Hrapkowicz, krytyk filmowy i kulturoznawca, człowiek radia i telewizji, który, i jedno, i drugie podbija programami o tematyce filmowej.
-Każdy szanujący się kinoman, wyścig o Oscary – mówił podczas otwarcia imprezy nasz prowadzący – wyścig o Oscary zaczyna śledzić już w grudniu, a my przyjrzymy mu się bliżej już na samym finiszu.
„W objęciach węża”, film, jaki wybraliśmy na dzień otwarcia przeglądu w tym właśnie wyścigu po najcenniejsze statuetki świata filmowego ściga się w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
Obraz w reżyserii Ciro Guerra’y jest oparty na wspomnieniach niemieckiego podróżnika i także to nadaje mu tonu niezwykłości. Cytując Błażeja Hrapkowicza – to bardzo ciekawy film o wzajemnym oddziaływaniu i wpływie na siebie dwóch bardzo różnych kultur.
Państwa głosy w pofilmowej dyskusji oraz rozmowa prowadzącego z naszym gościem, Kubą Mikurdą, filmoznawcą, dziennikarzem, psychologiem i filozofem, wydają się potwierdzać te słowa. I chociaż film jest przygodowy, wszyscyśmy poszli za radą Błażeja i nie doszukiwaliśmy się w nim podobieństw do Indiany Jones’a, a i tak chyba większość z nas siedziała zaczarowana i oczarowana niezwykłą scenerią zdjęć i wieloma mądrymi słowami, jaki w dialogach poczęstował nas reżyser.
Na ekranie obserwowaliśmy dwie, przeplatające się ze sobą wątki – dwie wyprawy, których celem jest to samo – magiczna, w pewnym sensie mistyczna, roślina, która jest lekarstwem na wszystko. Dwie wyprawy w różnym czasie, z różną motywacją, a z jednym przewodnikiem. Wyprawy, które dają niezwykły obraz amazońskiej dżungli, świadectwo zmieniającej się, może podupadającej(?) kultury. Wyprawy nie tylko po yakrunę, ale także wyprawy w głąb siebie, wyprawy, w których na pierwszy plan wysuwa się zderzenie dwóch skrajnie różnych kultur
– Blado tu wypada kultura człowieka białego – pada głos z widowni.
Bo zachwycamy się czarno-białymi ujęciami niezwykłych scenerii, gdzie różne odcienie szarości podkreślają nieuchronność przemijania tego, co pierwotne, szanujemy to, że tubylcy (a może raczej „tambylcy”) żyją w zgodzie z naturą, wsłuchują się w nią, umieją z niej czerpać, jednocześnie nie dewastując jej. Wytykamy cywilizowanym badaczom ich przywiązanie do rzeczy, to jak kurczowo przyciskają do siebie walizki, jak nie chcą, być może za cenę życia, porzucić tego, co przywieźli ze sobą z domu. Zarzucamy, że niszczą, że nie patrzą tam, gdzie naprawdę patrzeć trzeba…
Należy jednak chyba zadać sobie pytanie, czy któraś z dwóch ścierających się w obrębie tego filmu kultur, ze starcia owego wychodzi w pełni zwycięsko..?
A drugie równie ważne pytanie, które zadali, i sobie i Państwu także nasi goście – czy film jest produkcją na miarę Oscara, na karę nagrody amerykańskiej akademii filmowej?
Ciekawi jesteśmy Państwa opinii…
Autor zdjęć w galerii: Szymon Gryko
Realizacja strony: Rafał Rowiński