Nić widmo

14 maja 2018, 18:30

Kino Iskra

„Nić widmo”, czyli film utkany pasją, miłością i obsesją
Już 14 maja razem z DKF-em KINOCHŁON przeniesiemy się do Londynu lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Tam słynny krawiec Reynolds Woodcock wraz z siostrą Cyril kreują świat mody brytyjskiej stolicy. To oni w The House of Woodcock ubierają gwiazdy filmowe, rodzinę królewską, londyńską socjetę, damy i debiutantki. Za sprawą reżysera Paula Thomasa Andersona przyjrzymy się bliżej postaci perfekcyjnego do granic możliwości Woodcocka, dla którego najważniejsza jest praca. To jej oddaje się zatopiony w pedantycznej rutynie, chociaż w jego życiu nie brakuje też kobiet… Poukładany świat Reynoldsa burzy Alma. Zakochana kelnerka spontanicznie, z właściwą sobie beztroską, próbuje sprawić, by krawiec przeniósł nieco środek ciężkości własnej egzystencji… czy jest to jednak możliwe, kiedy ze spokojną rutyną zderza się radosny chaos?
Opowieść o gwieździe londyńskiej mody lat pięćdziesiątych – ekscentryku, pracoholiku, egoiście i choleryku – to przepięknie nakręcona, wieloznaczna, nasycona symbolami, metaforami oraz odniesieniami do kultury, ale i humorem, opowieść o potrzebie kontroli i dominacji zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Jak przystało na film o uznanym krawcu, nie mogło zabraknąć tu genialnych kostiumów, które zostały docenione Oscarem w tej kategorii. Zaś mistrzowska kreacja Daniela Day-Lewisa, którą aktor żegna się z karierą – jak twierdzi krytyka – to pożegnanie godne mistrza: „(…) wielka rola. Utkana ze spojrzeń, westchnień, grymasów twarzy. Pulsująca od początku do końca magmą perwersji, którą Day Lewis wyrafinowanie trzyma w ryzach.”
Nadal nie są Państwo przekonani, że film koniecznie trzeba obejrzeć? Niech zachęta będzie gość: Diana Dąbrowska – dziennikarka kulturalna, której teksty można przeczytać w „Kinie” i na portalu Stopklatka.pl., filmoznawczyni, współorganizatorka festiwali filmowych, m.in. Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu oraz Forum Kina Europejskiego Cinergia w Łodzi. Z KINOCHŁONEM – mówimy to z radością i dumą – po raz piąty.
Bądźcie z nami 14 maja od godziny 18:30 w kinie Iskra, by wspólnie podziwiać reżyserski majstersztyk Andersona, który pobudza zmysły, zachwyca pięknem i hipnotyzuje budowanym stopniowo napięciem.
Do zobaczenia!
- - -
Cennik i rezerwacja biletów:
Bilet na pokaz: 15 zł
Karnet na cztery pokazy: 50 zł (ważny przez pół roku)
Rezerwacje i sprzedaż: Augustowskie Placówki Kultury, Rynek Zygmunta Augusta 9, tel. 87 643 36 59 lub w kinie „Iskra” na godzinę przed rozpoczęciem seansu

Plakat: Nić widmo

USA

Czas trwania: 130 min.

Reżyseria: Paul Thomas Anderson

Londyn, lata pięćdziesiąte. Słynny krawiec Reynolds Woodcock (Daniel Day-Lewis) wraz z siostrą Cyril (Lesley Manville) stanowią centrum brytyjskiej mody, ubierając gwiazdy filmowe, rodzinę królewską, socjetę, damy i debiutantki. Wszystko to w wytwornym stylu The House of Woodcock. Przez życie Woodcocka przewija się mnóstwo kobiet, inspirują go, towarzyszą, on wciąż pozostaje kawalerem. Aż do momentu, w którym w jego życiu pojawia się Alma (Vicky Krieps), która wkrótce staje się jego muzą i kochanką. Jego uporządkowane życie burzy miłość.

Gościem pokazu był(a):

Fotografia: Diana Dąbrowska

Dziennikarka kulturalna, której teksty można przeczytać w „Kinie” i na portalu Stopklatka.pl. Oprócz artykułów, pisze doktorat na temat przemian włoskiego kina w “słodkich” latach 60. XX wieku. propagatorka włoskiej kultury w Polsce; filmoznawczyni, współorganizatorka festiwali filmowych, m.in. Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu oraz Forum Kina Europejskiego Cinergia w Łodzi.

Relacja z wydarzenia

„Nić widmo” oplotła publiczność Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Kinochłon” w Augustowie. Ta niezwykła produkcja autorstwa Paula Thomasa Andersona, była bohaterem pokazu filmowego, który odbył się w poniedziałek, 14 maja,  w Kinie Iskra. W misternie skrojoną  historię dość nietypowej miłości słynnego krawca Reynoldsa Woodcocka (Daniel Day-Lewis) i jego o wiele młodszej muzy Almy (Vicky Krieps), wprowadziła widzów Dania Dąbrowska. Dziennikarka kulturalna, filmoznawczyni i wykładowczyni na Uniwersytecie Łódzkim gościła w augustowskim klubie filmowym już po raz piąty. Po raz piąty podzieliła się z widownią swoją ogromną, filmową wiedzą i nie zdradzając fabuły zwróciła uwagę na szczegóły opowieści godne zapamiętania.
Film Paula Thomasa Andersona wciągnął bez reszty publiczność. Ta dziwna romantyczna opowieść, przeplatana ironią, czarnym humorem z wątkiem iście kryminalnym pochłonęła kinomanów bez reszty. Na sali kinowej słychać było salwy śmiechu i też niecierpliwej ciszy w oczekiwaniu na rozwój historii bohaterów filmu. Emocje sięgały zenitu, czemu wyraz dała dyskusja po projekcji. Z sali padały interpretacje zachowań Reynoldsa Woodckoca i Almy, analizy poszczególnych scen, muzyki i światła. Widzowie nie ukrywali zachwytów nad tym obrazem. Dzielili się swoimi wrażeniami.
Tradycją DKF „Kinochłon” stało się obdarowywanie gości pokazów nietypowymi prezentami. Teraz było podobnie. Diana Dąbrowska otrzymała od kinochłonowej ekipy swojego lalkowego sobowtóra. Twórcą tej lalki była Izabela Cembor z Pracowni „Ala ma kota”. Prezent przypadł do gustu Dianie, która była pełna podziwu dla szczegółów stroju swojej podobizny. Z nieukrywaną radością zauważyła, że lalka ma szalik włoskiego klubu piłkarskiego Napoli, którego jest oddanym fanem oraz, że ubrana jest tak sam jak ona podczas wcześniejszej wizyty w Augustowie. Do podarunku dodana była kawa De Kafo z augustowskiej palarni kawy La Kafo. Publiczność gromkimi brawami podziękował Dianie za kolejną wizytę w Augustowie i obejrzenie tak niezwykłego obrazu.

Beata Perzanowska

Na deser zaś zdjęcia z tego wieczoru, które oglądacie dzięki Jakubowi Jackiewiczowi. A tuż pod galerią wywiad z Dianą Dąbrowską, z którą rozmawiał Maciek Trojanowski, nasz wolontariusz – zachęcamy do lektury

Na początku chciałbym wiedzieć skąd u Ciebie zainteresowanie Włochami?

Kultura włoska dlatego, że urodziłam się we Włoszech i odczuwam specjalną więź, szczególnie z południem Włoch. Mieszkałam tam do 11 roku życia. Jestem dwujęzyczna od małego i wyjeżdżając z Napoli czułam, że można stamtąd wyjechać, ale to cię nie opuści. W pewnym sensie, za sprawą kina – najpierw współczesnego, a potem arcydzieł Felliniego i kina lat 60. – ćwiczyłam język, dowiadywałam się o swoich korzeniach i odkrywałam rzeczy dla innych niedostępne, gdyż znałam ten język najlepiej. Chodziło jednak o to połączenie z korzeniami.

Skąd określenie ‘słodkie lata’ traktujące o latach 60. we Włoszech?

Bierze się to od bardzo znanego filmu „Słodkie życie” Federico Felliniego. Fellini jest dla kultury światowej jak Wajda. Tak jak myślimy [o Wajdzie] ‘najważniejszy polski reżyser’, tak o Fellinim myślą Włosi. To ‘słodkie’ w wypadku lat 60 – swoją drogą temat mojego doktoratu – jest bardzo ironiczne. Jasne, „La Dolce Vita” kojarzy się ze słodkością i dobrocią doby powojennej i bumu ekonomicznego. Ale jest też gorzkie, bo ci ludzie są puści w środku. Emocjonalnie panuje tam nuda i akceptacja na bezwład. To bardzo ironiczna nazwa, ale jednak po czasie pamiętamy tylko te pozytywne konotacje. W ogóle jest coś takiego w kulturze włoskiej, od spojrzenia na „Włoskie wakacje” – mimo iż to film amerykański – gdzie kino pięknie ten element włoski pokazuje, pokazywało i wzmacniało.

Dlaczego – chociażby w przypadku piosenek – popularniejszy od włoskiego jest język hiszpański?

Zależy to od tego, ile populacji na świecie tym językiem mówi. Obecnie na szczycie mamy angielski – jako łacina współczesności – potem jest francuski, czyli język dyplomacji, a, patrząc chociażby na południe Europy, hiszpański to teraz niesamowicie popularny język. Zauważyłam, że wszyscy słuchają Malumy, czy latynoskich tańców…

Alvaro Solera?

Dokładnie. Włoskim posługuje się mniej osób na świecie, ale mam wrażenie, że z kolei Polacy mają bardzo duży sentyment do piosenek typu „Felicita”, czy różnych hitów z lat 80. Włoski zawsze kojarzy się w Polsce jako język, który bardzo ładnie brzmi i którego można się – co jest oczywiście fanaberią – bardzo łatwo nauczyć. Miałam zawsze wrażenie, że Włoski jest w Polsce bardzo dobrze odbierany i, w niektórych kręgach, popularniejszy od hiszpańskiego.

Jak starasz się propagować w naszym kraju kulturę włoską?

Od właściwie dziewiętnastego roku życia odkryłam w sobie taką ‘moc’, jaką jest ściąganie ludzi na imprezę. Dochodzenie w sprawie kogoś.

Na czym to polega?

Wymyślam sobie reżysera, aktora, itp. i próbuję różnymi siłami ściągnąć go na dany festiwal. Mając 19 lat zadzwoniłam dla żartu do Ennio Morricone, którego numer musiałam zdobyć z powodu zakładu z DKF’u. Chciałam go ściągnąć do Jeleniej Góry, prawdziwa historia. Miało być dziewięćsetlecie miasta, wielka impreza… Ostatecznie Morricone przegrał chyba z Dodą lub inną w tamtym czasie bardzo modną piosenkarką. Wtedy odkryłam, że skoro znam tak dobrze włoski, kocham tę kulturę, co mogę zrobić, aby to połączyć, żeby nie tyle zarabiać, a bardziej się usamodzielnić. Zaczęłam robić festiwale i zapraszać na nie włoskich reżyserów. Miałam też niesamowitych mentorów, np. podczas Włoskiej Akademii Filmowej przez 4 lata przyjeżdżali różni reżyserzy, których filmy na ogół były niedostępne w Polsce. Chodziło o odkrycie tego twórcy.

Możesz podać jakiś przykład?

Z ostatnich, to z pewnością Dario Argento – ukochany Grzegorza Fortuny [kilkukrotnie goszczący w Kinochłonie]. A tak poważnie, to bardzo cieszy mnie to, że mimo 29 lat dalej to kultywuję. Wybieram też różne gatunki, wspomniany Dario jest mistrzem kina gatunkowego, z którym się kojarzy. Czasem były to gwiazdy większe, czasem mniejsze.

Co sprawiło, że założyłaś fanpage „Italianess” pisany w języku włoskim?

Odpowiem szczerze – nie mam cierpliwości do prowadzenia bloga. Mój pierwszy fanpage był marzeniem, które miało zostać rozwinięte. Kiedy piszę na zlecenie i mam deadline, staram się to uszanować. Najczęściej jak piszę do ,,Kina’’, ale ogólnie uwielbiam prasę drukowaną. Miałam bloga – z którego nic nie wychodziło – ale chciałam mieć kontakt z ludźmi pozwalający na przekazywanie im tego, co lubię.

Na przykład?

Fajne kompozycje obrazów. Z „Nici Widmo” wyciągnęłabym bardzo dużo fajnych kadrów. Chciałam uczynić z tego projekt edukacyjny. Mam wrażenie, iż bardzo często jest tak, że ucieka się poza kontekst filmowy. Badacze filmów badają wszystko dookoła tak, że odchodzą od samego filmu. Myślałam, żeby z Pani Kadrowej – od kadrów filmowych – zrobić z czasem projekt polegający na uczeniu w ramach estetyki z kadrami.

Wróćmy jednak do samej nazwy – „Italianess”.

„Italianess” to nic innego, jak >>włoskość<< po włosku. To taki projekt przy moim doktoracie. Polega na rozpowszechnianiu kina dekady lat 60. Pomyślałam, żeby zrobić to międzynarodowo, dlatego jest po włosku i angielsku. Kiedy będę miała więcej czasu – rozwinę go. Swoją drogą, bardzo podoba mi się nazwa >>włoszczyzna<<.

Przez pewien czas w internecie natknąć się można było na zdjęcie z pokazu Versace, gdzie pokazała się modelka ubrana w po prostu basen. Czy to przed takim trendem chciał nas ocalić bohater „Nici Widmo”?

Zaskoczyło mnie to zdjęcie, muszę przyznać. Bierze się to z przedstawienia sztuki jako czegoś efemerycznego, performatywnego. Teraz dzieło powstaje w umyśle odbiorcy i już nie musi być namacalne. Mam wrażenie, że to wynik przemian sztuki nowoczesnej. Co ciekawe, Versace – ostatnio był też o nim serial „Zabójstwo Jonny’ego Versace” – to bardzo ciekawa firma, która po raz pierwszy oddała seksualność kobiecie. Pamiętane przeze mnie Versace z końcówki lat 90. to były właśnie kreacje sprawiające, iż czuło się świadomość, że kobieta jest obiektem seksualnym. Kobieta Versace eksponowała swoje najlepsze cechy. Była odważna. To kobieta, która wychodzi wieczorem i, jeśli ma ochotę wrócić z kimś do domu, robi to, bo ma na to ochotę.

Nawet ta ze zdjęcia?

Z kim miałaby wrócić pani w pontonie to nie wiem (śmiech). To wynik przemian, ale strój jako dzieło sztuki bardzo nieruchomej. Trzeba przyznać, że ten kult piękna we Włoszech opiera się, przede wszystkim, na prostocie. To się u nich manifestuje od względnej prostoty. Prawdziwe piękno Włoszek objawia się też w kuchni, bo potrafią one z niczego zrobić coś. Ich słynne pizze mozzarella to tylko pomidor, ser i bazylia. Żałuję, że talent jakim jest zrobienie czegoś z niczego nie idzie u nich z tradycją. Po tym, co widziałam jestem naprawdę w szoku. Piękno Włoch kojarzyło mi się raczej z neorealizmem, prostotą i ekstrawagancją – ale i tak lepszą, niż to co widziałam przed chwilą.

W tym szokującym momencie możemy zakończyć naszą rozmowę.

Realizacja strony: Rafał Rowiński